środa, 22 sierpnia 2012

Biarritz

to idealne miasto dla ludzi, którzy albo surfują albo są bardzo bogaci i mają ochotę spędzić wakacje w luksusowym kurorcie.
Rzeczywiście w odległości 100 metrów można spotkać sprzedawcę sprzętu surfingowego, który właśnie odpala popołudniowego jointa i zamożną Angielkę kupującą szmaciane sandały za 150EUR.

Mi pozostało robienie zdjęć:)



wtorek, 21 sierpnia 2012

O nauce języka francuskiego słów kilka


Poniżej prezentuję subiektywną listę trudności, jakie można napotkać decydując się na naukę tego jakże pięknego języka.

1.       Punkt pierwszy i jak dla mnie decydujący o dyskwalifikacji francuskiego jako języka nauczalnego. Chodzi o sposób, w jaki Francuzi zmasakrowali Bogu ducha winną literę „e”. Otóż tak – normalne „e” czyta się jako [y]. Aby to zrekompensować, wymyślili nowe litery: „é” i „è” , z których tylko to drugie brzmi jak normalne [e]; przy tym pierwszym trzeba już zrobić dziwny grymas. Jest jeszcze „ê”, które wymawia się dokładnie tak samo jak „è”. Zestawienia liter „er”, „et”, „ez” czyta się jak „é”, ale  „ai” i „ei” jak „è1.
Nie ma sensu wnikanie, dlaczego tak jest – nauczyciel z pełnym dumy uśmieszkiem odpowie Wam : „no cóż, bo tak!”

2.       Nauka francuskiego oducza czytania tego, co jest napisane. Praktycznie w połowie słowa musisz urwać – reszty się nie wymawia. Albo na chybił trafił wybierasz co drugą literę, resztę ignorujesz. Przykład – proste słowo „bardzo” wymawia się po francusku [boku]. Pisze się je „beaucoup”. Gratulacje drodzy Francuzi!

3.       Odmiana czasowników dzieli się na:
       a.  Regularną (dla mniejszości czasowników)
       b.  Nieregularną (dla większości czasowników). Ta znów dzieli się na:
                           -   Nieregularną trochę regularną                             
                           -   Normalnie nieregularną
                           -   Zupełnie nieregularną
                           -   Do niczego niepodobną
W każdej z grup są oczywiście wyjątki.

4.       Nawet gdy nauczysz się już trochę słówek i pomyślisz, że jesteś w stanie się z kimś porozumieć, okaże się, że do połowy słówek są skróty. I to nie tylko do tych długich – to ewentualnie byłabym w stanie zrozumieć. Nie, Francuzi skracają też słowa krótkie. I tak: zamiast „d’accord” (zgoda) mówią „dac”, zamiast „déjeuner”(obiad) mówią „déj”, zamiast „priorité” (priorytet) mówią „prio” – i tak dalej… przepraszam – i tak dal…

5.       Jest jeszcze jedna literowa ofiara języka francuskiego – litera „h”. Występuje ona co prawda w alfabecie francuskim, ale się jej nie wymawia. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że przez to zamiast hip-hop mówi się IP-OP.

6.       LICZBY. W swej niezmierzonej mądrości Francuzi nie ogarnęli liczb powyżej 69. Nie ma słowa „siedemdziesiąt” – jest tylko „sześćdziesiąt-dziesięć”, a 99 to „cztery-dwadzieścia-dziewiętnaście”.

7.       Trudno w zasadzie mówić o nauce języka francuskiego, bo jeśli już, to trzeba się uczyć dwóch języków – mówionego i pisanego. Nie chodzi tylko o naukę, jak napisać to, czego się nie wypowiada, ale w języku pisanym używane są zupełnie inne słowa i zwroty – wszystkie poprzednie trudności trzeba więc pomnożyć razy dwa.

8.       Jeśli powyższe punkty Was nie zraziły – to droga wolna, życzę powodzenia! Tylko pamiętajcie – jakkolwiek dobrze byście nie mówili po francusku, Francuz i tak będzie się uważał za lepszego i mądrzejszego – ale to już temat na kolejny post:)


1 Nie, nie da się tego opisać jaśniej:)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rodzinka.fr


Dopytujecie się o informację, u kogo mieszkam. Nie za bardzo mogę napisać w tym temacie coś super ciekawego, bo okazuje się, że rodzina, do której trafiłam, jest całkiem normalna. Francuska, ale normalna. Składa się z mamy i trójki dzieci, z których dwójka jest (na szczęście) na wakacjach, więc na co dzień muszę starać się zrozumieć dwie osoby, a nie cztery. Są bardzo mili, mają sporo cierpliwości, często tłumaczą mi na pięć sposobów to, co chcą przekazać. Zresztą równie często tłumaczą mi, co ja chcę przekazać.
Delphine (mama) bardzo dobrze gotuje. Miałam okazję skosztować pysznego łososia z cytryną i imbirem, mule, grillowaną kaczkę i inne specjały kuchni francuskiej i baskijskiej. Codziennie rano czeka na mnie przygotowane miejsce na śniadanie – talerzyk, sztućce, jogurt własnej roboty(!) i owoce.
Dorian, dziewiętnastoletni student, to urodzony artysta. Polubiłam go w momencie, kiedy po kolejnym ciężkim dniu w szkole usłyszałam jak gra na pianinie. Od tej pory prawie codziennie umila nam wieczory muzyką, która uspokaja moje skołatane nauką nerwy.
Mają fajne poczucie humoru, mój francuski, choć słaby, pozwala na zrozumienie żartów i ironicznych odzywek Doriana. Jak nie rozumiem, to pokazuje mi, kiedy mam się śmiać;)


Do obiadu podawana jest woda - jak widać są Francuzi, którzy nie piją wina. Albo po prostu dbają o to, żebym wieczorami była w stanie się jeszcze uczyć:)
 
 Kaczka

Digestif. Za nim podkładka w kształcie baskijskiego krzyża
 
Algi

niedziela, 12 sierpnia 2012

Niedziela w Kraju Basków



I na koniec małe cudeńka - "delikatne jak obietnica miłości". Porównanie jak dla mnie przesadzone, ale ciastka rzeczywiście przepyszne:)


sobota, 11 sierpnia 2012

Pau

...to miasto na południowym zachodzie Francji wielkości Stalowej Woli (75 tys. mieszkańców), z tym że ma lotnisko, piękną starówkę zapełnioną restauracjami, zamek, no i widok na Pireneje:) Zapraszam do oglądania zdjęć.




TZW. "SZKOŁA"
kolejno: więzienie, sala tortur, tortury i spacerownik

ZAMEK.
kolejno: zamek, H jak Henryk IV (który albo się tu urodził albo przez jakiś czas mieszkał - niewiele zrozumiałam podczas oprowadzenia;), i znów zamek


WIDOCZKI.
kolejno: widoczek, widoczek, widoczek


MIASTO. 
tu już chyba opis zbędny;)


Kolejne wieści już jutro!

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Powrót do szkoły

Pierwszy dzień "w szkole" nie był łatwy. Siedem godzin nieustannego słuchania i mówienia po francusku po prostu mnie wykończyło. W pewnym momencie zaczęło mi się kręcić w głowie - tak bardzo musiałam się skupić, żeby zrozumieć chociaż co piąte (dziesiąte? dwudzieste?) słowo padające z ust nauczycielki. Głowa bolała już do końca, doszedł ból szczęki, języka i nawet gardła, po entym powtórzeniu zdawałoby się banalnego "e". Zaraz po lekcji, odrabiając obowiązkowe (o tak!) zadanie domowe, nie pamiętałam niczego, wszystko zlało się w jedną dziwną, francusko-brzmiącą masę, od której tylko coraz bardziej bolała mnie głowa.
Po powrocie ze szkoły - dalej francuski. I znów wytężone słuchanie i nieudolne próby wyłapania kontekstu. Nie mówiąc o włączaniu się do rozmowy, kiedy to zastygam po wyrzuceniu z siebie "Je..."






Ale jest i dobra strona tego wszystkiego. Gdzieś pomiędzy ćwiczeniami pomyślałam, jak to cudownie znów wysilać mózg, wmuszać w niego coś do tej pory nieznanego, a w przypadku francuskiego nawet niepojętego. Mam wrażenie, jakbym po długim lenistwie ruszyła dawno nieużywany mięsień. Zamiast kolejny dzień klepać te same, znudzone formuły, robię coś nowego, rozwijam się;) Początki są bardzo trudne, ale dlaczego miałyby być łatwe?


czwartek, 2 sierpnia 2012

Dzień pierwszy


Przypadki dnia pierwszego w skrócie:
  • Jest pierwszy sukces w komunikacji po francusku. Pani w samolocie zapytała „Yf?”, odpowiedziałam „Yf!”. Chodziło o kanapkę z jajkiem. Oczywiście kanapka z jajkiem nie była moim pierwszym wyborem, ale jedynym jaki zrozumiałam. Zszokowana własnymi umiejętnościami pochłonęłam kanapkę. Smakowała.
  • Widok nadąsanego portiera, nieumiejętnie kryjącego zmieszanie widokiem „business woman” podróżującej z wielkim niebieskim misiem – bezcenny.
  • Na koniec – niespodzianka. Okazało się, że w Paryżu rzeczywiście są pokoje z widokiem na wieżę Eiffla. Byłam już praktycznie przekonana, że na filmach to jest jakiś efekt specjalny. A tu proszę:





Na 10 godzin przed odlotem...

pakowanie idzie pełną parą:)