Ale jedno miejsce było bardzo ciekawe. Nazywało się:
... i serwowało pizzę z kiszoną kapustą i kiełbasą swojską:) Najwidoczniej trzeba się wybrać za ocean, żeby skosztować połączenia kuchni polskiej i włoskiej.... Więcej akcentów polskich w Chicago nie doświadczyłam (no, może poza tym, że matka pana przewodnika była Polką).
Ostatnią rzeczą, którą chciałabym opisać, jest hotel. Trochę już w hotelach pomieszkałam (jakby dodać to wyjdzie około 4 miesiące) i póki co 'theWit Chicago' wygrywa. Niby nic szczególnego - łóżko, szafa, biurko, łazienka, ale jednak: świetnie dobrane kolory, przemiła atmosfera, bardzo miła obsługa, SPA na miejscu (nie skorzystałam, ale miło było mieć tą opcję), bar na 30+ piętrze z widokiem na miasto. Na powitanie po długiej podróży autobusem dostałam ciepłe muffiny (o 3 w nocy(!), nie wiem czy pani na recepcji miała pod ladą piekarnik?). Zdjęcia mam słabej jakości, więc zainteresowanych zapraszam na stronę hotelu. Jedyne zdjęcie jakie muszę pokazać prezentuję poniżej ;))
Diabeł tkwi w szczegółach
Na koniec jeszcze kilka zdjęć z 94. piętra John Hancock Center - i już niedługo widzimy się w Nowym Jorku!!