W sobotę po południu dojechaliśmy do miasteczka Paihia. Już na plaży zaczęły się "ochy" i "achy":
Nagroda dla tego kto szybko przeczyta nazwę plaży, za pierwszym razem!
Jako przykładni turyści ruszyliśmy prosto do Waitangi, sztandarowego punktu programu. Jest to miejsce, gdzie dawno dawno temu podpisano traktat pomiędzy Anglikami i Maorysami. Tę datę, 6. lutego 1840, uważa się za początek Nowej Zelandii.
Potem ruszyliśmy w 1,5-godzinną trasę, żeby zobaczyć wodospad Haruru. Jeden mały szczegół - czwórka audytorów nie domyśliła się, że trasa w dwie strony zajmie 3 godziny, co stanowi problem w momencie, gdy słońce ma zajść za 2 godziny. Wodospadów nie zobaczyliśmy i wracaliśmy prawie biegiem do samochodu przy świetle jednego iPhona, ale i tak było fajnie;)
I nastała niedziela, a wraz z nią rejs po przepięknej Bay of Islands:
Delfiny!
Domek na końcu świata. Dosłownie:
Krótka przerwa na malowniczej wyspie Otehei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz